Trasy na które latałem z Mafikeng to około 150 km w kierunku na SE,S, SW i W. Wiele PZ to maleńkie miejscowości których nie ma na mapach. Niemniej postaram się podać Tobie namiary - sprawdź strony www ; www.soaringclub.com (o Masters), www.sssa.co.za (o planowanych zawodach "Gyps Africanus" podają tam mapę rejonu lotów i PZ).
Od 06.12 już nie latałem. Do kompletu opisów z Afryki pozostało podsumowanie, które niniejszym Tobie załączam:
MAFIKENG 2000 Podsumowanie
Pomysł wyjazdu na latanie do RPA noszę w sobie od kilkunastu lat. Okazją do spełnienia marzeń stały się organizowane tutaj przez Briana Spreckley-a zawody ''Masters" z racji przygotowań do przyszłorocznych Mistrzostw Świata. Ta wyprawa to bardzo kosztowne przedsięwzięcie. Stało się to możliwe dzięki sponsorom: PLL ''LOT" SA, Aeroklub Polski, Aeroklub Polsko-Amerykański-Chicago, WBK SA oraz funduszom własnym. Na ziemi pomagał mi pilot B-737 ''LOT" - Andrzej Makotyn (wcześniej pomocnik w wielu Mistrzostwach Świata i Europy). Mimo, że OPEN klasa to moja specjalność, to dążąc do obniżenia kosztów latania zdecydowałem się na dwa tygodnie latać w klasie 15M na szybowcu ASW-20. Pożyczyłem go od latającego tutaj zawodniczo Polaka Staszka Kwiatkowskiego (pseud..Stachu lub Scorpion). Nalatałem na nim ok. 40 godz.. Ostatni tydzień latałem na Nimbusie 3 (wylatałem ok. 13 godz.) oraz jeden przelot na LS-6. Całkowity nalot w RPA 58 godz. i 4650 km.
Niestety nie trafiłem na znaną z opowieści pogodę szybowcową, która potrafi zadziwić świat (bywają tu podstawy 17-18 000ft i noszenia 5-6m/s). Tylko jeden dzień lotny (25.11) w części trasy trójkąta 500km warunki przypominały wyjątkowość tego miejsca. Podczas prawie całego pobytu panowały warunki podobne do europejskich i jednocześnie bardzo zmienne w ciągu dnia. Ostatnie kilka dni zwyczajnie lało.
Poznałem rejon lotów w promieniu około 150km na wschód, południe i zachód. Latałem we wszystkich typach pogody: niskie podstawy, pełne zachmurzenie, w pobliżu troph line, klasycznej pogodzie i termice bezchmurnej.
W czasie zawodów ''Masters" brałem udział w eksperymencie nowej filozofii punktacji konkurencji prędkościowej AAT. Podoba mi się także pomysł Briana Spreckleya organizacji obozów szybowcowych w wielu miejscach świata (info patrz www.soaringclub.com ).Toczy on od wielu lat bój ze skostniałym systemem punktacji zawodów, ale jego filozofia pomału zaczyna zdobywać zwolenników w IGC. Ideą tego jest aby liczyć prędkość zawodnika na trasie
w jakimś wcześniej ustalonym czasie, w małym stopniu zależności od dolotu do domu (ok. 10%). Często na przeszkodzie temu stoi burza (tutaj związana z ''troph line"), deszcz czy zapadające ciemności. Wypacza to wysiłek zawodnika w całym dniu. Potwierdzeniem tego jest moje lądowanie 3 km przed lotniskiem w czasie tegorocznych Mistrz. Europy( 4 konk ) z powodu deszczu. Utracone wtedy prawie 500 pkt. pozbawiło mnie szans na pewny medal.
Nie miałem doświadczeń związanych z lądowaniem w terenie przygodnym. Lądujący w tym czasie w terenie inni zawodnicy starali się wybierać małe lotniska sportowe. W czasie startu z takiego wąskiego lądowiska ASH-25 zaczepił skrzydłem o roślinność na poboczu, zrobił cyrkiel i uszkodził podwozie. Na pewno na wyposażeniu ekipy naziemnej prócz samochodu z napędem na 4 koła powinna być piłka do metalu i szczypce do przecinania drutu, gdyż większość pól ogrodzona jest płotem z drutu kolczastego, a brama zamknięta na klódkę. W czści E i S jest sporo pól do lądowania, a im dalej na W tym coraz mniej. Trasy na W wykładane są dlatego przy dobrej i pewnej pogodzie.
Z braku czasu nie miałem okazji porozmawiania z przedstawicielami organizacji polonijnych na temat ewentualnej pomocy miejscowych polonusów w trakcie Mistrz. Świata. Zmniejszyłoby to koszty udziału w przyszłym roku, choć najdroższa będzie wysyłka szybowców.
Pozdrawiam,
Janusz Centka
Przekonałeś mnie - kontynuuję spisywanie przemyśleń z tego pobytu. Może ktoś z tego skorzysta, choć dzisiaj wyszło mi krytycznie. Zbiera się to we mnie od kilku dni w chwilach oczekiwania na poprawę pogody:
06.12 pada od rana i już po briefingu robimy sobie wolne. Zwiedzamy pobliski GAME PARK czyli mini safari na SW od miasta. Zwierzęta na widok samochodu uciekają w zarośla - przydałaby się lornetka.
07.12 pochmurno od rana; wracamy do hotelu, ale ok. 13-tej błękit od W powoduje, że wracamy na lotnisko. Cu na SW są w odległości ok. 40km. Francuzi startują ok. 14-tej; latają nisko i słabo to im idzie. Decyzja nie lecę dzisiaj (późno, a Cu zaczęły się oddalać na S).
09.12 ponownie pochmurno od rana. Są chmury wysokie i niski stratus-fraktostratus. Briefing - nic nowego - minimalne szanse na latanie. Postanawiam czekać na lotnisku i spisać kilka spostrzeżeń.
Od kilku dni obserwuję ekipę francuską - jej prace, trening i przygotowania. Przysłali tutaj trzy szybowce ''Duo Discus" i co tydzień przylatuje nowa szóstka pilotów (reprezentanci, juniorzy, kobiety, chętni). Na miejscu jest na stale ich nowy trener (równocześnie team captain na Mafikeng i Lille), który pracuje jeszcze z dwoma pomocnikami. Mają komputery, internet, dyktafony, kamery. Po briefingu Briana mają swój prawie godzinny briefing. Omawiają dokładnie poprzedni dzień lotny; dostają od trenera nowe przygotowane wcześniej zadania i omawiają je. Ok 12-tej czeka na pilotów przygotowany wcześniej lunch i do maszyn. No niezupełnie bo dziś przecież nie ma pogody. Tutaj czasu nie marnują - na sucho omawiają jak ewentualnie lecieliby. Długo dyskutują najlepsze warianty realizacji lotu w czasie konkurencji AAT- w którą część area polecieć aby zoptymalizować lot, powrót do domu w zależności od pogody. W dniu lotnym na ziemi zostaje ekipa naziemna z radio, komputerami
(i właściwymi programami) oraz pomocnikami do ich obsługi.
Dla kontrastu przypomniały mi się ostatnie Mistrz. Europy pod Berlinem. Nasz trener (społecznie) i równocześnie team captain
(Jacek Dankowski) pracuje od rana ''za trzech" rozwiązując nieistotne dla taktyki latania problemy bytowe ekipy. Po briefingu każdy idzie
w swoją stronę (ewentualnie wymieniamy kilka zdań) - lecimy bez większych wspólnych uzgodnień, a często bez wzajemnej chęci współpracy (no może nie wszyscy). Na ziemi zostaje trener ze sprzętem: zeszytem, linijką, kalkulatorem oraz komputerem (ale bez programów optymalizujących zadanie). Obok grupa pomocników których nie ma jak wykorzystać, a meteo jest w odległości 300m. Odpowiedź na pytanie o pogodę na trasie trwa w tej sytuacji tak długo, że często zapytanie jest już nieistotne. W tej sytuacji pilot pozostaje zdany na siebie (często partner leci osobno, akurat dzisiaj odmawia współpracy albo zdenerwowało go ''gadanie" przez radio) i swoje szczęście (które ostatnio najczęściej dopisuje tym zorganizowanym).
Jeszcze gorzej jest jeśli takie mistrzostwa wypadają w Lesznie. Brakuje wtedy wszystkiego: kierownik ekipy z przypadku pracuje zupełnie sam schowany gdzieś za drzewami, brak pomocników dla wszystkich pilotów, często brak miejsc w hotelu, dostęp do meteo utrudniony.
"Duże" mistrzostwa są z reguły raz do roku i nie mogę zrozumieć jak trudno nam się do tego wyzwania przygotować. Do tego nieustanne eliminacje (przecież ważny jest ranking) nie pozwalają na ''większe eksperymenty" w mistrzostwach krajowych. Nie startujemy w mistrzostwach innych państw (przecież ważny jest ''nasz" ranking). Nasz przedstawiciel w IGC nie konsultuje ani nie informuje reprezentantów o tym co się dzieje na świecie w polu regulaminów (a szykuje się rewolucja). Komisja Szybowcowa.... starczy - za dużo narzekam. To wszystko przez ten pochmurny dzień, a ten laptop dziwnie spokojnie dzisiaj mnie wysłuchuje.
Chyba wyszło za bardzo krytycznie. Gdybym kogoś uraził to z góry przepraszam.
Ok 14-tej trochę błękitu, ale Cu dość nisko (900m). Rezygnuję i jedziemy do hotelu. Jeszcze dwa dni przede mną.
Rano padało - długo czekamy i dopiero ok.14-tej startujemy. Na E resztki cirrusa nad lotniskiem blacha, a chmury widać ok.40km na S. Planowałem trójkąt 100km, ale okazało się, że na trasie którą zaplanowałem, tylko na jednym boku były chmury (10 000 2m/s). Czekałem na poprawę pogody na mojej trasie ok. 1 godz. Niestety chmury nie tylko nie przesunęły się na moją trasę, a wręcz zaczęły zanikać. Od S zaczął podchodzić gruby grzebień cirrusów od burz daleko na S. Wybrałem wariant C3 czyli powrót do domu. Zbieram siły na długi przelot.
Pozdrawiam,Najlepsi w zawodach "Masters" |
1. Justin Wills - Wlk.Brytania |
2. Juha Sorri - Finlandia |
3. Janusz Centka - Polska |
Od rana walka z dokumentami rekordów, które ma zabrać przedstawiciel Aeroklubu RPA.W międzyczasie przygotowuje Nimbusa 3.Na S widać resztki wczorajszych burz-prognoza nie daje szans na 1000km.Postanawiam podjąć próbę pobicia rekordu Polski na trójkącie 300km. Dotychczasowy rekord 131,4 km/h należał od 1995 roku do Henryka Muszczyńskiego na szybowcu ASH-25.Pamietam, że tego dnia leciałem z Heńkiem on na ASH-25,a ja na ASW-22BL. Zrobiłem wtedy ok 134 km/h, ale mój barograf nie zapisał lotu. Stachu Kwiatkowski (właściciel ASW-20 na którym do tej pory latałem) pomaga w przygotowaniach-dzisiaj ma także lecieć Andrzej Makotyn, aby popatrzeć na RPA z góry. Rano przyjechała duża grupa pilotów francuskich-maja tu swoje szybowce i wymiennie trenują do Mistrzostw świata. Startuję ok. 12.30 i w dobrym kominie szybko znajduję się na wysokości 11 500ft. Trasa dzisiejszego trójkąta zaczyna się w odległości. około 30km na S od lotniska. Na trasę odchodzę na wys. około 11 000 i na S widać już wypiętrzające się cb. Staram się trzymać wysoko i nie zbaczać zbyt mocno z trasy. Jeszcze nie czuję dobrze Nimbusa, ale jest dość poprawny w pilotażu. Niestety ma zepsute zbiorniki wewnętrzne i lecę z ok. 70% balastu. Pierwszy bok dość wolny i wygląda na to, że nie uda mnie się dzisiaj lecieć z prędkością większą niż 130km/h. Na I PZ i początku (ok. 8km) drugiego boku pada deszcz i są dość duże odległości między chmurami - podstawa ok. 12 500 2 - 2,5m/s. Drugi bok także wysoko ale pod wiatr i niezbyt szybko. Dopiero na III boku wiatr pomaga i momentami prędkość po ziemi wynosi 200km/h. Czas oblotu trójkąta 308 - 2 godz. i 15 min i dopiero po lądowaniu policzyłem prędkość 136.5 km/h - czyli jednak wyszedł rekord. Pogoda typowo Afrykańska ma dopiero przyjść pod koniec tygodnia. Pozostaje latanie na krótsze trasy - jutro może zaatakuję rekord Staszka Kluka na trójkącie 100km, a rekord ten liczy sobie już 27 lat.
Od rana błękit nieba. Przyjeżdżamy na lotnisko wcześniej, aby przygotować Nimbusa 3 do jutrzejszego latania (może 1000km??). O godz. 10 tej przedstawiciel tutejszego Aeroklubu, który obiecał wypełnić dokumenty rekordów - przynosi mi je mówiąc ''I'm sorry..." musisz je wypełnić sam. Zajęło mi to całe 2 godz. i nie miałem zbyt dużo czasu na przygotowanie się do konkurencji. Kolejna konkurencja AAT - min odległość ok. 290 km max możliwa 550km. Odchodzę na trasę dość wcześnie ok. 25 min po otwarciu startu-limit dzisiaj 9600ft. Warunki bez rewelacji 1.5 -1.8m/s zasięg 10 000 Wiatr 330/15 staram się podłapać jakiś szlaczek, ale są jakieś nieregularne i ciężko znaleźć konkretne noszenie. Spotykam inne szybowce, ale gdzieś szybko znikaja - dziwne, ale mimo dość dobrej widoczności bardzo trudno wypatrzyć szybowiec w powietrzu. Początkowo planowałem wlecieć do I area, tylko gdzieś w rejon PZ GER, ale ponieważ wiatr wychodził lekko tylny, poleciałem bardziej na E okolice COL. Warunki ciągle jakieś dziwne - brak ładnych cu. Po zawrocie przyjmuje kierunek miedzy PZ GAN, a początek strefy MAN. Przez radio słyszę, że inne szybowce lecą bardziej na S do PZ VRY. Drugi bok w niespecjalnych warunkach. 10 000 ok. 2m/s i ciężko znaleźć konkretne noszenie. W rejonie STE poprawa 12 000 2,5m/s. Dolatuje do W granicy strefy, a do domu jest około 140km. Lecę wysoko - dwie ładne podkrętki 2.5 - 3 m/s, a w kierunku domu widać zanik cu.
Dolot z zapasem przylatuję jako pierwszy z zawodników. Mimo takiego lotu ''bez historii'' wygrywam dzisiejszą konkurencję.
Koniec zawodów ''Masters" - zajmuję 3 miejsce, a różnice w czołówce minimalne.
Wieczorem przekładamy GPS-y do Nimbusa 3 - jestem gotów na jutro. Odbywa się też małe pożegnalne party - wielu zawodników wyjeżdża. Z Andy Davisem umawiamy się na jutro na długie przeloty.
Od rana pełne pokrycie nieba przez stratus na wysokości około 600m. Czasem przez te chmury prześwieca słonce - szansa na przegrzanie. Wszystkim podobał się wczorajszy ''Andy's day'' co prawda bez lania wosku ale z polska wódka(ale co to jest 2 półlitrowe butelki na 30 osób).W czasie treningu wstawaliśmy o 7.00 aby dojechać na lotnisko na 8.00 (briefing o 10.00). Na zawodach briefing jest o 11.00 tak wiec można pospać prawie do woli. Od niedzieli zaczynam latanie na Nimbusie 3 - ciekaw jestem jak ''długal'' będzie funkcjonował w porównaniu do 15m. Startujemy dość późno po 13tej. Na niebie strzępki cu, które zanikają
ok.14-tej. Zasięg słabych noszeń (0.7-1.0) tylko 6500ft tj. 700m nad teren. Daleko na S widać mocno wypiętrzone kowadła. Około 14.40 konkurencje odwołano. Ja poleciałem na S na ok. 60km od lotniska. Był to ciekawy lot na niskiej wysokości. Mogłem obejrzeć ewentualne pola do lądowania, a także lądowiska zaznaczone na mapie. Zasięg wznoszeń wzrastał do ok. 8000 oraz nawiązałem kontakt z cumulusami. Było ich niewiele i słabo nosiły. Lepsza była bezchmurna do ok. 1.7m/s. Uważam ten lot za najbardziej potrzebny z punktu widzenia treningowego i ewentualnej pewności latania. Niemniej lądowanie gdzieś daleko od drogi sprawiać będzie duże trudności ekipie naziemnej w znalezieniu szybowca. Obowiązkowym wyposażeniem ekipy powinien być przenośny GPS. Czuję się tutaj coraz pewniej, ale pełna koncentracja nadal potrzebna.
Wg regulaminu konkurencji AAT dla tej konkurencji przyjęto do obliczeń brać lepszą v (prędkość) z 2 możliwych: v w czasie konkurencji (wczoraj było to 3 godziny) pomniejszona o 10% lub v uzyskana na całej trasie od startu do finiszu. Okazało się, że w
czasie 3 godzin miałem ok.97 kmh na całej zaś trasie ok.104 kmh. W konkurencji zająłem
4 miejsce 860 pkt.
Dzisiaj od rana upał a na niebie trochę cirrusów. Rano mamy mały kłopot ze
zbiornikiem wodnym szybowca - trochę wycieka woda. Śniadanko (corn flakes z
mlekiem i bananem, grzanką z dżemem i kawka) na lotnisku, a o 11-tej
briefing.. Z braku zasilania elektro trasa zadana jak w dniu
poprzednim. Prognozy są dużo lepsze, choć cumulusy powstają dużo później
ok. 11.30. Z przyczyn ruchowych starty zaczynają się o 12.45. Podstawa około
10000 ft, ale jest limit wysokości do czasu odejścia 9500ft msl. Z ziemi
podają zmianę zadania - zamiast 3 jest 2,5 godz AAT. Odchodzę 15 min po otwarciu
startu o 14.05. Lecę długo po prostej nie mogąc trafić dobrego komina pod
wieloma ładnymi chmurami. Dopiero w samym (prawie) końcu I area z 7500 łapie
1.8 m/s do 12500 ft. W kierunku II area widać duży obszar bez chmur. Lecę bardziej na
N od traku do PZ Stella z małymi podkrętkami do 1.9 m/s, ale 35 km przed Stellą
nie ma juz noszeń - trafiam dopiero ok. 10 km na W 1,5 m/s. Podkręcam z 7500 do 10000 ft i lecę już dzisiaj po trasie do domu. Jeszcze jedna podkrętka 3m/s do 11 000 ft i po dobrym 10 km szlaczku bez straty wysokości wykonuję szybki dolot z dużym
zapasem. Po godzinie są już wyniki - bardzo wyrównane. Jestem 6 a po 2 konkurencji 5 ze stratą 70 pkt do prowadzącego.
Po lotach na lotnisku mamy grilla i przy okazji uczcimy imieniny Andrzeja
Makotyna, który pomaga bardzo odpowiedzialnie.
Może to brzmi za szczegółowo, ale dziś mieliśmy Andrzejki (mój pomocnik to
Andrzej) i późno wróciliśmy z lotniska.