Bolesław Zoń

1940 - 2002

część 5


Rozmiar: 32376 bajtów


Księga Pamięci płk Bolesława Zonia






Człowiek żyje tak długo, jak długo żyje pamięć o nim...


W sobotę 7 czerwca 2003 roku na terenie osiedla wojskowego w Modlinie Twierdzy odbyła się wspaniała uroczystość odsłonięcia pomnika poświęconego pamięci pułkownika pilota Bolesława Zonia, oraz nadania jego imienia skwerowi na którym zlokalizowano pomnik. Skwer znajduje się przy ulicy 29 listopada, bezpośrednio w sąsiedztwie bloku w którym od 1976 roku Bolesław Zoń mieszkał wraz z żoną Hanną i synem Dariuszem. Sam pomnik został wykonany z usterzenia samolotu MiG-21 i osadzony na postumencie w kształcie lotniczej szachownicy. Właśnie na dwudziestychpierwszych pułkownik Bolesław Zoń wykonał największą cześć swoich zadań w lotnictwie wojskowym, zarówno w czasie pełnienia służby w pułku w Mierzęcicach, jak i piastując funkcję dowódcy 45 Lotniczej Eskadry Doświadczalnej, stacjonującej na lotnisku w Modlinie.


Uroczystość zgromadziła licznych mieszkańców Modlina i okolic, wychowanków, kolegów i przyjaciół Bolesława Zonia oraz przedstawicieli władz i organizacji społecznych. Po przywitaniu zebranych Pan Wiesław Kozicki przypomniał postać Bolesława Zonia odczytując jego życiorys. Następnie Pani Grażyna Nadrzycka - Przewodnicząca Rady Miasta Nowy Dwór Mazowiecki wraz z Janem Karpińskim - Prezesem Aeroklubu Polskiego dokonali odsłonięcia tablicy pamiątkowej otwierając jednocześnie skwer imienia Bolesława Zonia. Właśnie na tym placu zlokalizowano pomnik, który został odsłonięty przez Jana Kowalskiego, burmistrza Nowego Dworu Mazowieckiego, oraz generała brygady pilota Janusza Koniecznego, szefa szkolenia Wojsk Lotniczych i Obrony Powietrznej. Pierwszą wiązankę kwiatów u stóp pomnika złożyła Pani Hanna Zoń, żona pułkownika Bolesława Zonia. Następnie kwiaty złożyli przedstawiciele władz, wojska, współpracownicy, przyjaciele oraz delegacja lokalnego środowiska seniorów lotnictwa. Jedną z delegacji stanowili młodzi oficerowie z dęblińskiej Szkoły Orląt, którą dowodził podpułkownik pilot Andrzej Kolczyk, jeden z setek uczniów i wychowanków Bolesława Zonia.


W trakcie ceremonii składania kwiatów nad pomnikiem pojawił się Robinson R-44 (pilotowany przez Krzysztofa Bendykowskiego), z którego posypały się kwiaty, zaś okolicznościowe przeloty wykonały samoloty P96 Golf pilotowany przez Jurgisa Redutko oraz Koliber pilotowany przez Wiesława Rusinowicza.
Na zakończenie zabrał głos Prezes Aeroklubu Polskiego Jan Karpiński, który wspomniał postać Bolesława Zonia, człowieka bezgranicznie oddanego pasji latania, niedoścignionego wzoru pilota, instruktora i wychowawcy dla wielu pokoleń lotników. Jednocześnie poinformował zebranych o podjęciu przez Aeroklub Polski uchwały powołującej Aeroklub w Modlinie imienia pułkownika pilota Bolesława Zonia.


Powołanie Aeroklubu w Modlinie jest wynikiem starań członków oddziału terenowego w Modlinie Stowarzyszenia Lotniczego Aviators Society of Poland. Prezesem Oddziału jest pilot Wiesław Antolak, wieloletni przyjaciel i współpracownik Bolesława Zonia, były pilot doświadczalny 45 Lotniczej Eskadry Doświadczalnej, człowiek bezgranicznie oddany sprawom lotnictwa i od wielu lat związany z modlińskim lotniskiem. Do grona inicjatorów stworzenia aeroklubu należą między innymi Zbigniew Puchała, Jurgis Redutko i Mariusz Minakowski. Powołanie na Lotnisku Modlin aeroklubu jest kontynuacją idei nieustannie podnoszonej przez Bolesława Zonia. To tutaj miała powstać instytucja przyjazna wszystkim ludziom, którzy mają od śmigła, miejsca magiczne. Założyciele Aeroklubu mają nadzieję, że uda im się zrealizować tę wizję. Osobiście uważam, że Aeroklub Modliński ma szansę stać się żywym pomnikiem pułkownika Bolesława Zonia i wierzymy, że całe środowisko lotnicze pomoże w osiągnięciu tego celu.


Poza relacją reporterską, pozwolę sobie w tym miejscu na kilka prywatnych słów, chwilę refleksji i wspomnień, gdyż sobotnia uroczystość była dla mnie wydarzeniem, które odebrałem osobiście.
Bolka poznałem w USA, w czasie jego pobytu u Zbyszka Osiny, gdy przeszkalał się na latanie na wodzie (przeszkalał piszę w cudzysłowie, bo instruktor po paru minutach lotu stwierdził, że uczeń przerasta mistrza). Akurat miałem ze sobą prototyp monografii Iskry i szybko zacząłem kojarzyć fakty - no tak, przecież to jest ten słynny pułkownik z Modlina, który latał na wszystkim poza drzwiami od stodoły (chociaż zapewne latał, tylko nie wpisał tego w książkę lotów)!W takiej chwili człowiek zwykle nie wie co powiedzieć, czuje zetknięcie z historią i takie inne niewytłumaczalne rzeczy. Bolek jednak momentalnie stawia diagnozę chory na lotnictwo - przypadek beznadziejny i już rozumiemy się, jakbyśmy się znali kilka lat. Zamieniamy parę słów o Iskrze, Bolek wspomina coś o próbach z rakietowymi podwieszeniami pod Iskrą i lataniu na 0530 oraz lądowaniu bez silnika na jednomiejscowym wariancie gwizdka i umawiamy się w Modlinie. Jakże ja teraz żałuję, że czekałem ze wzowieniem kontaktu do wiosny, zdzwaniamy się i jadę do Modlina. Jeszcze nie zdążyłem wysiąść z samochodu, gdy deszczową tego dnia aurę rozświetla uśmiech Bolka - o ... masz aparat, wsiadaj, polecimy zrobimy z góry twierdzę, będzie pamiątka - każdy powód jest dobry by polatać - od tamtej pory wiem dokładnie, że śmigłowiec ma sześć stopni swobody. Przy powrocie Bolek przysiada na dachu byłej wieży by pokazać mi jak uniwersalny jest to sprzęt, i pokazać jak bardzo niszczeje infrastruktura w Modlinie. Lądujemy pod małym hangarem gdzie jest cała ekipa Bolka - ludzie sami z siebie traktują go jak dowódcę i ojca zarazem. Wymieniamy masę uwag na temat historii lotnictwa polskiego, snujemy plany na przyszłość, wracam do domu naładowany jak nigdy dotąd. Potem wykonaliśmy jeszcze masę wspólnych lotów, każdy był inny, wspaniały, wnosił coś nie tylko do moich doświadczeń lotniczych, ale i ludzkich, bo Boluś zawsze wynalazł jakiś ogólny temat na który można było pogadać.


Podczas jednego z lotów nad Garwolinem Bolek powiedział: Andrzej przestań robić zdjęcia i siądź prosto - dopiero po locie dowiedziałem się od drugiego pasażera, że coś się działo z maszyną i Bolek szykował się do lądowania autrotacyjnego. Gdy wszystko wróciło do normy wróciliśmy do zdjęć i gdyby nie drugi pasażer, nigdy bym nie wiedział, że byłem o krok od lotniczej przygody... Opanowanie, doświadczenie i charakter Bolka sprawiały, że w jego towarzystwie myślało się tylko o tym by latać, latać, latać... Zresztą Bolek chciał i lubił dzielić się swoją pasją - kiedyś zabrał na pokład dzieci mojego kolegi - było miejsce więc i ja ładuję się na czwartego. Stres okazywany przez dzieci ustąpił momentalnie miejsca zaciekawieniu i fascynacji gdy w słuchawkach rozległ się głos Bolka, który opowiadał dlaczego śmigłowiec lata, co się dzieje w danej chwili, odpowiadał na pytania dzieciaków, które na koniec stwierdziły kategorycznie że w przyszłości będą pilotami.

Jak wspaniały i przyjazny był to człowiek niech świadczy następujące zdarzenie: wracaliśmy z Pawłem Bondarykiem ze Świdwina, gdy na wysokości Modlina zobaczyliśmy lądującą Wilgę, wyciągam telefon i po kilku słowach już odbijamy na lotnisko. Bolek jest w znakomitym humorze, już niedługo rozpoczyna się sezon i wraz z całą swoją brygadą przeniesie się na lotnisko Bemowo by walczyć z pokładu antka z pożarami. Umawiamy się na zdjęcia w czasie przelotu grupą do Warszawy, ale teraz też można polatać - Paweł już siedzi w kabinie Sowy, a ja grzeję obiektyw - samolot startuje i po kilkunastu sekundach wyskakuje niczym rasowy myśliwiec za hangaru - autofocus jest bezradny, a ja widzę tylko dwie roześmiane twarze i maszynę w przepięknym ostrym zakręcie. W duchu marzę, ze też tak kiedyś będę powoził i próbuję zrobić jakieś zdjęcia, ale mój refleks jest zbyt słaby wobec sposobu prezentacji możliwości lotniczych w stylu Bolka. Ten sposób latania Boluś miał we krwi.



Wracając Mi-8 z pogrzebu Bolka miałem zaszczyt siedzieć obok jego pierwszego instruktora - Pana Stanisława Michalczuka, który wspominał jak to młodziutki Boluś latając na Żarze w pogodzie gdy wrony chodzą piechotą zafundował mu potężny stres, przebijając się przez chmury wprost na lotnisko, lecąc w odsłoniętym szybowcu, ubrany jedynie w krótkie spodenki. Wtedy właśnie stwierdzono u Bolusia ptasi zmysł, coś, co poczułem w czasie wspólnego lotu Buccaneerem (amfibią). Lądujemy na Wiśle, mówię, że czuję się jak na łódce - Bolek spogląda na mnie, uśmiecha się porozumiewawczo (obiecywał mi to lądowanie wiele razy), mówi, że ten maluch potrafi znacznie więcej, i startujemy, nawrót, wyrównanie, kierunek i most w Modlinie mogę sobie zobaczyć od spodu, a chwilę póżniej już z góry...


BOLKU, DZIĘKUJĘ CI ZA TEN LOT I ZA WSZYSTKIE INNE - żyjesz w naszych sercach i wspomnieniach - oby starczyło nam Twojej wiedzy i wytrwałości w osiąganiu celów - obyśmy podołali zadaniu kontynuacji Twego dzieła i umieli być wobec ludzi takimi jakim ty byłeś wobec nas - "Niech gdzieś tam wśród chmur będzie Ci dobrze, choć tu na ziemi smutek i żal pozostanie..."




Andrzej Bąk

foto. © Józef Wójtowicz









Część 1

Część 2

Część 3

Część 4

Galeria zdjęć


Boluś w pamięci Wojciecha Kilarskiego


Powrót do LOTNICTWO

Powrót do strony GŁÓWNEJ