Bolesław Zoń

1940 - 2002



Rozmiar: 32376 bajtów


Księga Pamięci płk Bolesława Zonia



W skrócie chciałbym przedstawić życiorys Bolusia - płk Bolesława Zonia. Oceńcie sami kogo straciliśmy...


    BOLESŁAW ZOŃ syn Jana ur.11 lutego 1940 roku z Czernichowie koło Żywca. Szkołę Podstawową ukończył w 1953 roku, a Liceum Ogólnokształcące w roku 1961.
Wychowywał się u stóp góry Żar, po drugiej stronie Soły, gdzie od najmłodszych lat fascynował go sport lotniczy, a wieku 16 lat był już pilotem szybowcowym i samolotowym

    W latach 1960 do 1962 pracował w Wyczynowej Górskiej Szkole Szybowcowej na Żarze jako instruktor szybowcowy i samolotowy. 27 kwietnia 1962 roku został powołany do odbycia zasadniczej służby wojskowej do Ośrodka Szkolenia Specjalistów Wojsk Rakietowych w Bemowie Piskim. Ciężkie warunki służby wojskowej były przyczyną ucieczki do Oficerskiej Szkoły Lotniczej w Radomiu, gdzie po przejściu badań lotniczo-lekarskich już od 14 sierpnia 1962 roku, po zdaniu egzaminów oraz ukończeniu Obozu Lotniczego Przysposobienia Wojskowego był pisarzem w szkole. Zaś od 3 stycznia 1963 roku został uczniem pilotażu Oficerskiej Szkoły Lotniczej im. Żwirki i Wigury do sierpnia 1963 roku, a następnie po rozwiązaniu tej szkoły został przeniesiony do OSL, do Dęblina. W listopadzie 1965 roku kończy szkołę otrzymując stopień podporucznika i III klasę pilota wojskowego w lotnictwie myśliwskim. Zostaje po promocji przydzielony do 39 Pułku Lotnictwa Myśliwskiego do Mierzęcic, gdzie od stycznia 1966 do września 1976 pełnił obowiązki - od pilota eskadry do dowódcy klucza lotniczego. W czasie służby w pułku zyskuje uprawnienia pilota doświadczalnego i oblatywacza.

    W roku 1969 przeszkala się na samoloty naddźwiękowe MIG-21. Posiadając takie uprawnienia i doświadczenie lotnicze, we wrześniu 1976 zostaje przeniesiony do 45 Eskadry Doświadczalnej do Modlina. Tutaj pełni służbę na stanowisku pilota doświadczalnego, a od 1 lipca 1978 roku zastępcy dowódcy eskadry ds. liniowych. Rok później uzyskuje tytuł magistra pedagogiki.

    Od lipca 1984 roku zostaje dowódcą tej eskadry, gdzie pełnił obowiązki do roku 1990, kiedy to po ukończeniu 50-tego roku życia w wyniku Rozkazu Ministra Obrony Narodowej mówiącego, że pilot, który ukończył 50 lat nie może latać na samolotach naddźwiękowych, podjął decyzję o odejściu do rezerwy. Do cywila odchodzi w dniu 07.12.1990 roku.

    W wojsku wykonywał loty na samolotach tłokowych i naddźwiękowych. Dwa razy brał udział w oblotach samolotów TS-11 ISKRA w Indiach. Przebazowywał samoloty AN-2 po remoncie z Łodzi do Turcji. W roku 1986 uzyskał klasę mistrzowską w lotnictwie wojskowym, a w 1988 otrzymał awans na stopień pułkownika. W lutym 1992 roku przeszkolił się jako pierwszy Polak na amerykański śmigłowiec Robinson R-22. Od rozstania się z lotnictwem wojskowym, przez 12 lat latał w bazie przeciwpożarowej, gasząc pożary lasów m. in. W Hiszpanii. Jako pierwszy Polak w roku 2001 uzyskał w USA uprawnienia w lataniu na łodzi latającej.

Posiada złotą odznakę szybowcową z trzema diamentami.
Odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski i Złotym Krzyżem Zasługi.

    Łączny życiowy nalot na wszystkich typach samolotów, śmigłowców i szybowców wynosi około 20.000 godzin



      Może zacznę od początku. Z Bolkiem znałem się od wielu lat. Początki naszej znajomości miały miejsce na Żarze. To było gdzieś w pierwszej połowie lat siedemdziesiątych. Później często się spotykaliśmy, jako że płk. Bolesław Zoń został prezesem Aeroklubu Bielsko-Bialskiego. A jeszcze później wspólnie zaczęliśmy latać na zdjęcia, gdyż Bolek uzyskał uprawnienia na śmigłowiec.
I tak jeden z ostatnich lotów wykonywaliśmy nad Warszawą Robinsonem R 44. Niestety nie było łatwo, bo mieliśmy fotografować nowo wybudowane biurowce w dzielnicy Włochy, w widłach pasów lotniska Okęcie.
Wystartowaliśmy przed zmierzchem i po kilku zdjęciach kontroler pogonił nas w okolicę Ożarowa, gdyż jakiś liniowiec podchodził do lądowania.
Jak dał nam ponowną zgodę, było już ciemnawo. Wtedy powstało to zdjęcie biurowca o nazwie Batory. Wreszcie podjęliśmy decyzję o powrocie na Bemowo.
A później pojechaliśmy do domu Bolka w Modlinie. Tam udało mi się przekonać Go do wyciągnięcia zdjęć z okresu służby w lotnictwie wojskowym. Przekonałem Bolka do spisania wspomnień, które zamierzałem zamieścić na mojej stronie www.
Następnego dnia z pewnym trudem uruchomiliśmy Robinsonka ( zimno ) i polecieliśmy na zdjęcia. Tym razem współpraca z kontrolerem układała się wspaniale i wykonaliśmy zadanie fotografowania inwestycji w 100 procentach - z czego był zadowolony przedstawiciel zleceniodawcy Radek S. Ponownie wylądowaliśmy na Bemowie i pożegnaliśmy się do następnego razu.... Niestety więcej razem już nie polecimy...




12 września Bolesław Zoń zmarł w szpitalu w Warszawie.





A miał dopiero 62 lata, był w pełni sił, latał, latał i latał realizując swoje młodzieńcze marzenia.


Wojtek Gorgolewski




Odszedł najbardziej pogodny i radosny Polski pilot...

   Poznałem Bolka Zonia przez przypadek, kilka ładnych lat temu, kiedy do Warszawy zawitał Bell 430 w trakcie swojej podróży dookoła świata...
Wsiedliśmy wtedy do śmigłowca razem z Grzegorzem Brychczyńskim, który zaprosił mnie, aby zaprezentować to wydarzenie w Warszawskiej Telewizji... Śmigłowcem polecieliśmy w kierunku Kazimierza nad Wisłą, po drodze pilot zaczął prezentować możliwości śmigłowca. Kiedy Bolesław przejął drążek, śmigłowiec robił wszystko co on chciał, widać było że wie co robi, jednak pasażerowie w tym pracujący wtedy ze mną operator, bardzo zbledli. Kolejne spotkanie z Bolkiem miało miejsce kilka lat później, w trakcie współorganizowanej przez niego akcji "Bezpieczny Powrót" a następne rok później, kiedy właśnie z nim jako pilotem realizowałem kilkukrotnie zdjęcia znad Warszawy do programów telewizyjnych. I od tamtego czasu coraz częściej spotykaliśmy się. Zawsze bardzo lubiłem latać z Bolkiem i zawsze czułem się z nim bezpiecznie! To właśnie w czasie tych kilku pierwszych wspólnych lotów Bolek "zaraził" mnie lataniem i chęcią nauką sztuki lotniczej. Marzyłem, że to on nauczy mnie praktyki, jednak tak się nie stało i zazdroszczę tym wszystkim, których szkolił.
    Pod koniec sierpnia tego roku Bolek zorganizował w podwarszawskim Modlinie imprezę z okazji święta lotnictwa, śmiał się wtedy, że jest to impreza ludowego lotnictwa, kilka dni później zaczął snuć plany na przyszły rok jak zorganizować, jak zabezpieczyć i kogo zaprosić... Jednak w przyszłym roku nie zorganizuje tego spotkania lotników, czy w ogóle taka impreza odbędzie się, kiedy Bolka nie ma już wśród nas, nie wiadomo!?

    Bolek Zoń był pełnym pogody ducha cudownym człowiekiem, pilotem i wspaniałym nauczycielem, zawsze potrafił żartować, żartować także z siebie. Lotnictwo było jego wielką pasją i potrafił o lataniu opowiadać godzinami...

   Mówi się, że trzynastka jest pechowa, jednak trzynaście razy Bolek jako pilot - oblatywacz wychodził z wypadków cało! Dzięki jego profesjonalizmowi nie doszło do 14 wypadku, kiedy lecąc ostatni raz z Poznania na Warszawskie Babice zaczął tracić przytomność, ale resztką sił wylądował...




Niech gdzieś tam wśród chmur będzie Ci dobrze,
choć tu na ziemi smutek i żal pozostanie...

Jarek Modrzycki




   Bolesława Zonia i innych ludzi z bazy poznałem przez mojego ojca jak miałem 10 lat. Na początku nie wiedziałem kto to jest, ojciec mówił, że to pilot doświadczalny, ale ja nie zwracałem na to uwagi. Niedługo później przeczytałem w prasie lotniczej ze Bolesław Zoń oblatywał samolot. No i zaczęło się. W szkole rozpowiadałem wszystkim ze znam Bolka Zonia najlepszego pilota w Polsce, nikt oczywiście nie zwracał na mnie uwagi, ale ja byłem dumny że go znam. Jak miałem 14 latek, latałem z Bolkiem na Kolibrze po kręgu, po locie podczas kołowania wjechaliśmy w dziurę......śmigło do wymiany.

   Jak przyjeżdżał na bazę ok. 10 najpierw witał się ze wszystkimi, zawsze uśmiechnięty i pogodny, potem szedł do drugiego baraku żeby się przebrać. Ubierał się w białą koszulkę, mocno zszargane zielone spodnie oraz szare adidasy. Chwilkę potem siadał przy radiu, przeglądał komunikat a potem czytał gazetę.
   Zawsze jak wsiadałem z nim do kabiny mówił "...Piotrek ja się nie wtrącam, lecisz sam, po locie powiem ci co zrobiłeś źle..". Po powrocie, siadaliśmy na ławce i omawialiśmy lot. Raz pamiętam, podczas szkolenia, wracałem z samodzielnej strefy, podczas lądowania wyszły mi sloty w Kolibrze i wypuchł. Zakołowałem idę do Bolka mówię że wróciłem a on w tym momencie "... jak mam ci wpisać ten lot?...". Ja bardzo się zdziwiłem, wszyscy w około patrzą się na mnie i zaczynają się śmiać. ".. jeden start dwa lądowania?.." Wtedy dopiero skojarzyłem o co chodziło i nie pomogły tłumaczenia że nie dotknąłem kołami pasa.
   Często przysypiał na leżaku. Pamiętam czytał instrukcje do Juniora, 5 minut później już słychać było tylko chrapanie, spał wtedy bardzo płytko, jakby czuwając, słyszał wszystko. Nie wiem jak to robił, bo często coś komentował podczas gdy wszyscy myśleli że śpi.
   Jedyny raz kiedy pamiętam jak Bolek się bardzo zdenerwował, to jak poleciałem z kolegą na trasę. Miałem wykonać trasę i dwa lądowania w Modlinie. Jedno dałem koledze, ale mu nie wyszło i przyziemiliśmy bardzo daleko, potem chciałem mu pokazać jak "to" się robi i wylądowałem jeszcze gorzej. Po powrocie z Modlina na Babice, instruktor spytał się jak lot, my oczywiście odparliśmy ze wszystko w porządku, że wszędzie trafiliśmy (bo trafiliśmy), wtedy Bolek powiedział nam, ze ktoś dzwonił z Modlina że Koliber brzydko ląduje i się wydało. Ostro dostaliśmy - tak bardzo nawet się nie wkurzył jak się nie przyznałem że się zgubiłem, ale to inna historia.
   Ostatni lot z Bolkiem wykonałem na średnie warunki pamiętam, że jak wsiedliśmy do kabiny trzymał w ręce mapę 200-setkę i ołówek, chwilkę potem powiedział "...będę jak gps, zarejestruję to jak będziesz leciał..." zaś po locie "...widzisz jak dokładnie, tak samo jak gps..." będę musiał spojrzeć w książkę kiedy to było, ale na pewno przed 26 sierpnia, wtedy widziałem go po raz ostatni. Potem nie byłem na lotnisku bo miałem poprawkę z chemii, początek roku. Żałuję że wolnego czasu nie wykorzystałem na to żeby pojechać na lotnisko. Często nie byłem, bo całe wakacje spędziłem w Warszawie ucząc się i latając. Chciałem mieć trochę prawdziwych wakacji, teraz tego żałuję, bo nawet nie pamiętam czy ostatniego razu się z nim pożegnałem. Potem już tylko usłyszałem od ojca ze jest po operacji i leży w szpitalu. Miałem wielką nadzieję że jeszcze będę mógł się od niego wiele nauczyć. Szkoda że odszedł. Szkoda też, że nie wszyscy potrafią docenić to czego dokonał. Zawsze go podziwiałem, zawsze spokojny, uśmiechnięty, zadowolony, cieszył się ze wszystkiego. Robił to co kochał. Bardzo lubiłem też słuchać jego opowieści. Muszę się też przyznać, że po raz drugi w życiu płakałem po czyjejś śmierci. Pierwszy raz po dziadku, drugi raz po Bolku
   Przepraszam za styl pisania, ale piszę to co czuję i za bardzo nie zwracam uwagi na styl. Teraz mam 17 lat, znałem go tylko 7 ale i przez ten krótki okres przekonałem się wiele razu o jego kunszcie, ogromnej wiedzy i ogromnych umiejętnościach.
   Mam kilka zdjęć niestety są raczej kiepskiej jakości, zeskanuję je i Tobie prześlę, może coś wykorzystasz do galerii. Jedne robiłem chyba nawet przy Tobie, w Modlinie jak lataliśmy na białej Sovie, była bardzo brzydka pogoda, jakoś w marcu lub kwietniu. Bolek wtedy dużo kosił na niej.

Piotrek Kowalski



Część 2

Część 3

Część 4

Część 5

Galeria zdjęć


Pogrzeb

Boluś w pamięci Wojciecha Kilarskiego


Powrót do LOTNICTWO

Powrót do strony GŁÓWNEJ